W spontanicznej wypowiedzi omawiam propozycję dotyczącą sposobu internalizacji negatywnych środowiskowo kosztów związanych z problemem roznoszenia chorób pszczół oraz wpływaniem negatywnie na zagęszczenie rodzin pszczelich na danym terenie przez pszczelarzy wędrownych i towarowych oraz wprowadzaniem niedostosowanych do środowiska pszczół przez wielkotowarowych powielaczy matek pszczelich. Pomysł polega na wykorzystaniu matek pszczelich wyselekcjonowanych pod kątem odporności na warrozę oraz wsparcie hodowców pracujących nad tym procesem, a także ograniczenia ilości rodzin na danym terenie przez ograniczenie migacji z pszczołami na napszczelone tereny, gdzie priorytetowo byłyby traktowane pasieki lokalne i stacjonalne, hobbystyczne niskotowarowe (samozaopatrzeniowe / samowystarczalne) oraz potrzeby dzikich zapylaczy w tym dziko bytujących rodzin pszczelich. Byłby to koszt w podatku pszczelarsko-towarowym, którzy musieliby ponieść pszczelarze, których wysokowydajne towarowe praktyki pszczelarskie wpływają negatywnie na środowisko tj. są przeciwskutecznie do rozwiązania problemu z warrozą i nadmiernym zagęszczeniem rodzin pszczelich. Poprzez dystrybujcę tego podatku na tych, którzy mogą i chcą wpływac pozytywnie na zdrowie lokalnych populacji pszczół i nie są nastawieni na masymalizację zysku poprzez pszczelarstwo intensywne jako główny cel działalności, wpłynęło by to korzystnie na ogólne zdrowie populacji pszczół, a więc także bilansowało pozytywnie negatywne koszty środowiskowe nowoczesnego pszczelarstwa. Mój rozmówca kontrargumentując zastanawia się, czy jest to forma komunizmu z góry narzucanymi nakazami państwowymi. Jednakże argumentuję, że obecny system również zawiera różne problematyczne regulacje, które często nie są nieskutczne i nie są egzekwowane. Dyskusja dotyczy znalezienia właściwej równowagi między dobrowolną samoregulacją społeczności pszczelarskiej i sankcjami za nieprzestrzeganie wytycznych, a rolą nadzoru państwowego.